YayBlogger.com
BLOGGER TEMPLATES

6/23/2014

10

Bilans:

2 wafle ryżowe (70)
krem z dyni i marchwi (152)
jogurt mango (175)
jogurt naturalny (39)

razem 436

ćwiczenia: 40 minut spaceru szybkim tempem, brzuszki, nożyce, przysiady


Padnięta i zmęczona po pracy. Bardzo mi się podoba to, że nie odczuwam głodu, chociaż dzisiaj pozwoliłam sobie na ten jogurt mango, a w nim był cukier. Ale ogólnie nie jest źle. Jak tak dalej pójdzie, pierwszy cel zostanie do końca tygodnia osiągnięty.

Dziś dowiedziałam się, że zamiast dwóch tygodni urlopu, będę miała trzy i będę mogła do Niego pojechać tydzień wcześniej. Nawet sobie nie wyobrażacie jak się cieszę! Fruwałam dzisiaj z radości. Tylko jest jedno ale. Muszę zrzucić jeszcze 7 kg, żeby była 5 z przodu, a z taką wagą chcę tam pojechać. I jak tu tyle zrzucić w niecały miesiąc? Tzn ok, wiem, że to jest możliwe ale z drugiej strony mój metabolizm jest tak spowolniony odchudzaniem od kilku(nastu?) lat, że mam wątpliwości. Zobaczymy.

Pomyślałam sobie, że pokażę Wam, która sławna osoba jest moją ulubioną thinspiracją.

Przedstawiam Taylor Momsen-aktorkę, wokalistkę The Pretty Reckless. Jest cudowna, uwielbiam jej chude nóżki i kości wystające na plecach. Zresztą ona mi się cała podoba. Mój ideał.







Trzymajcie się chudo Motylki :*

6/21/2014

9

Bilans:

śniadanie: 2 wafle ryżowe (70)
obiad: gotowana marchewka (40)

razem: 110

Na kolację właśnie zjadłam garść tabletek; nasennych, na uspokojenie. Nie chce mi się dalej funkcjonować, ale myślę, że wzięłam ich na tyle mało, że jutro powinnam do Was wrócić (nie chcę umierac jako tłusta świnia).

Pokłóciłam się z Nim. Nie dość, że na długi weekend wolał zaprosić rodziców, to jeszcze totalnie mnie olewa, a tak się nieszczęśliwie złożyło, że wszyscy znajomi się porozjeżdżali i siedzę sama w domu, jak ostatni leszcz. A samotność w moim stanie nie jest najlepszym lekarstwem. Zatracam się w sobie i w swoim nieszczęściu, w myślach o tym, jak jest strasznie i o tym, co jeszcze złego mnie czeka. Czuję się tak strasznie opuszczona, że włączyła mi się furia, potłukłam dziś kilka rzeczy. Trudno, będzie trzeba je odkupić.

Ostatnio mam wrażenie, że jest wobec mnie bardziej oziębły, mniej się angażuje. On tłumaczył to zmianą pracy, miasta i związanym z tym stresem. Dziś mi powiedział, że to ja jestem wobec Niego okrutna i cały czas Go krytykuję. Może jest w tym trochę racji, ale ja przynajmniej umiem powiedzieć Mu, że Go kocham, że tęsknie. Jest pierwsza osobą, przed którą tak się otworzyłam i której w ogóle próbuję zaufać. Nikt wcześniej nie wydawał się na to zasługiwać.

Teraz nie wiem co robić, nie mogę przeboleć tego, że każe mi pewne rzeczy zrozumieć i już, a sam nie próbuje zrozumieć mnie. Nienawidzę jak mówi, że trzeba zacisnąć zęby i działać dalej. Nie, ja czasami chcę histeryzować i chcę żeby wtedy mnie przytulił i powiedział, że to ja mam rację, a świat jest głupi i że wszystko będzie dobrze.

Pogubiłam się już bo nie wiem czy to przejściowe, czy po prostu się zjebało, czy może ja sobie to wszystko imaginuję, bo mój umysł potrafi wyolbrzymić niemal wszystko. Wiem tylko, że jestem beznadziejna i nie zasługuję na miłość i pewnie dlatego On nie chce mi tego powiedzieć.

Kończę na dziś, jeśli jutro wstanę to na pewno dam Wam znać, a tym czasem trzymajcie się Motylki.

6/20/2014

8

Wybaczcie mi proszę, internet u mnie postanowił robić mi na złość i nie działać wtedy, kiedy jest mi najbardziej potrzebny. :/

Najpierw odpowiem na Wasze komentarze i pytania:

Yekaterina Perseverance: masz rację, najważniejsze to się nie cofać. myślę, że prędzej czy później waga spadnie, musi. Idzie ciężko, ale idzie. :)

Red Queen: Dziękuję Ci bardzo :* a jeżeli chodzi o naszych Onych, czasami myślę, że jeżeli my będziemy siebie lepiej postrzegać, to wszyscy będą, a więc Oni też (chociaż co do zdania mojego Onego czasami mam wątpliwości).

Hana Kaosu: W sumie cieszę się, że podjęłaś takie kroki, będzie bezpieczniej :*

Irmina Kirsy: Już prostuję jak to u nas wygląda. On mówi, że nie podobają mu się chude dziewczyny, że powinnam jeść i co najwyżej dla zdrowia mogę poćwiczyć. Regularnie powtarza jaka jestem piękna i wspaniała etc. etc..
Natomiast sam jest chudy, jak patyk, a ja przy nim czuję się jak tłusta świnia. Nigdy nie próbowałam się zmieniać dla kogoś i nie zamierzam. Robię to przede wszystkim dla siebie. Natomiast w odniesieniu do Jego osoby, chodziło mi o to, że jeśli ja się będę ze sobą dobrze czuła, to może w końcu będę dla Niego taką osobą, jaką chciałabym być, czyli pełną optymizmu i radości. I mam nadzieję, że będzie mnie zawsze (czyt. jak będę chuda) akceptował taką, jaka jestem. :)

Bilans za wczoraj:

śniadanie: dwa wafle ryżowe + 100 g twarożku jogo (245)
obiad: 150 g gotowanej młodej kapusty (60)
kolacja: pół pomidora ze świeżą bazylią (15)

Razem 320 kcal

Jeżeli chodzi o aktywność fizyczną, przyznaję się bez bicia, że wczoraj nie ćwiczyłam, ale byłam w ZOO, a z domu tam również szliśmy na pieszo (a to dość). Łącznie chodziliśmy przez 9 godzin, więc czuję się trochę usprawiedliwiona :D

I udało mi się nic tam nie zjeść, a przede wszystkim oprzeć gofrom, które jedli moi znajomi, a którymi pachniało w całym ZOO :D Taka samokontrola.


W Zoo najbardziej podobała mi się motylarnia, były w niej takie cudowne motyle i dwa usiadły mi na ramieniu (mam nadzieję, że to znak ;)). No i oczywiście surykatki, które były wyjątkowo interaktywne, a ja uwielbiam surykatki ^^


Mimo wszystko jak na siebie patrzę to mam ochotę wyciąć sobie cały ten tłuszcz tępą żyletką. Wczoraj oczywiście byłam najgrubsza. Zawsze jestem najgrubsza. Była z nami nawet dziewczyna w ciąży chudsza ode mnie. Dlaczego tak się dzieje? Niech mi ktoś to wytłumaczy!

Dziewczyny potrzebuję sposobów na jak najszybsze (i skuteczne) spłaszczenie brzucha, macie coś?



Dzisiejszy bilans dodam edytując tego posta, żeby nie spamować Was postami.

Trzymajcie się chudo Motylki :*


EDIT-dzisiejszy bilans:

Śniadanie - dwa wafle ryżowe, 100 g twarożku (245)
obiadokolacja - 100 g gotowanej marchewki (40)

2 zielone herbaty, 3 czerwone herbaty, litr wody


Ogólnie dzisiaj słabo się czuję, zawala mi zatoki i strasznie boli mnie brzuch, jakbym się czymś zatruła. Żywy dowód na to, że jedzenie jest złe. Idę się nafaszerować lekami i umierać pod kocem.

Dobranoc Kochane :*




6/18/2014

7

Wybaczcie, że wczoraj zamilkłam, ale była jakaś awaria internetu.

Bilans za wczoraj:

2 wafle ryżowe (70)
twarożek wiejski JOGO 100 g (175)
1 herbatnik (16)

Razem: 261 kcal

Oprócz tego wypiłam zieloną herbatę i półtora litra wody mineralnej.

ćwiczenia: dwugodzinny marszobieg

Jestem zła za tego herbatnika, ale spadł mi cukier bardzo w pracy i musiałam coś zjeść.

Poza tym planuję przez tydzień jeść nie więcej niż 300 kcal.

Odnosząc się do Waszych komentarzy-jesteście wspaniałe, jak wczoraj nosiło mnie, żeby zjeść lody czekoladowe, pomyślałam sobie, że nie jestem sama i ochota mi przeszła. Byłoby mi potem wstyd przyznać się do tego na blogu, a nie chcę nic przed Wami ukrywać. Dziękuję, że jesteście! :*

Wczoraj miałam bardzo pechowy dzień, mam nadzieję, że dzisiaj będzie chociaż trochę lepiej. Wiem, że muszę być silna. Za niecałe 6 tygodni się z Nim zobaczę, chciałabym do tego czasu zobaczyć na wadze 5 z przodu. Chciałabym go zaszokować przemianą. Chociaż z drugiej strony wiem, że wcale tego ode mnie nie wymaga, wręcz przeciwnie, martwiłby się. Ale docelowo myślę, że tak będzie lepiej, bo będę szczęśliwsza, a przecież wtedy mogę dawać z siebie dużo więcej, prawda? Czy źle myślę?






To ostatnie zdjęcie to chyba moje ulubione thinspo <3


6/16/2014

6

Bilans:

śniadanie: cienka kromka chleba żytniego, dwa plastry pomidora, kawa z odrobiną mleka 0% - (130)
obiad: łosoś 70 gramów (80)
kolacja:trzy kwiatki brokuła (60)

wypiłam dwa litry wody, dwie zielone herbaty, napar z morwy...

ćwiczenia: blogilates na brzuch i nogi


Dziś chyba jestem trochę zadowolona z siebie chociaż wewnętrznie cały dzień się karcę. Mam wrażenie, że wszystko powoli zaczyna się układać, ale boję się, że życie mi zaraz wybije takie myślenie z głowy.

Ale głowa do góry, jutro też jest dzień.

Jak widzicie, dodałam cele, które są przede mną, myślę, że to daje jakiś obraz tego, jak grubą świnią jestem.

Dziękuję Wam za każde miłe słowo :*


PS.:
Zapytano mnie dzisiaj, co bym zmieniła w swoim życiu, gdybym mogła wybrać jedną rzecz. Bez namysłu odpowiedziałam: siebie.

6/15/2014

5

Bilans:

śniadanie: jabłko (52)
obiad: 150 gramów łososia na parze (180)
kolacja: twarożek z rzodkiewką (61)
przegryzka: borówka amerykańska (61)

razem: 354

ćwiczenia:

2x100 brzuszków
2x50 nożyc
100 przysiadów
pół godziny bieżni


Źle się czuję. Niby nie zjadłam dużo, ale przygnębia mnie to, że jutro trzeba iść do pracy, do ludzi, którzy nic nie wiedzą, nic nie podejrzewają, a nawet gdyby wiedzieli to pewnie by to zlali. Mam wrażenie, że przestaję wszystkich obchodzić.

Przespałam się w ciągu dnia, bo było mi zimno i miałam taki okropny sen. Śniło mi się, że stworzyli specjalną organizację do eliminowania ludzi, którzy wstrzymują rozwój społeczeństwa. I kazali mnie rozstrzelać, a On się tylko patrzył i powtarzał, że skoro na to zapracowałam, to nie mogę się bać.
Dawno nie obudziłam się z takim płaczem. Okropne.


4

Krótka historia

Do ~Patch }i{ : Wyprzedziłaś mnie, własnie w nocy myślałam o tym, żeby trochę więcej o sobie powiedzieć. Także zapraszam do lektury, a jeśli coś pominę, pytaj :)

Nie pamiętam dokładnie kiedy to wszystko się zaczęło. Od zawsze lubiłam chude dziewczyny, wychowana tez byłam w przekonaniu, że jestem za gruba i za brzydka. Przez lata znosiłam kolejne zawody miłosne, zawsze byłam najgrubsza w klasie (mimo, że nie byłam gruba, po prostu miałam pecha do chudych dziewczyn). Koleżanki z klasy powoli stawały się ideałami. Problemy zajadałam, kompulsywnie, często aż do wymiotów. 

Pewnego dnia pomyślałam, że zacznę się odchudzać. Dieta kopenhaska, białkowa, kolorowa, kapuściana, taka i sraka. Celem zawsze było schudnięcie do 55 kilo. O Anie dowiedziałam się z gazety, podejrzewam, że artykuł miał przestrzegać młode dziewczęta przed podobnymi praktykami. Pamiętam, jakby to było wczoraj jak siedziałam potem cały dzień i całą noc jak zahipnotyzowana, oglądając zdjęcia i przeglądając te wszystkie blogi. Po raz pierwszy pomyślałam, że chcę taka być. 

Przez lata robiłam wszystko, żeby zryć sobie głowę na tyle, żeby móc mieć anoreksję. Nie obsesję na punkcie odchudzania, ale prawdziwą anoreksję. Wiedziały o tym trzy osoby, z czego tylko jedna mnie rozumiała (tak, też była pro), pozostałe pukały się w głowę i tłumaczyły jak bardzo groźna jest choroba i że to nie jest zabawa. 

Zaczęłam pierwsze głodówki, jedzenie po 300 kcal dziennie. Skończyło się to nawrotami obżarstwa. Jadłam wszystko, aż bolał mnie brzuch i nie mogłam się ruszyć. Na początku nie umiałam być prawdziwie Pro Ana, starałam się, ale z perspektywy czasu myślę, że to było bardziej udawanie i marne próby. Niestety przez te wszystkie huśtawki rozwaliłam sobie kompletnie metabolizm. Teoretycznie wiem, że teraz powinnam pójść do lekarza, a nad moim odchudzaniem powinien panować dietetyk, ale taki manewr oznaczałby najpierw przytycie, a tego boję się panicznie. Poza tym już i tak osiągnęłam wagę małego wieloryba. 

Nie tak dawno jednak przyszedł taki moment, że Ana weszła wystarczająco głęboko do mojej głowy. Wszystko zaczęło się dziać naprawdę. Nie słyszę żadnego głosu, ale część mnie się wyizolowała i to właśnie ta część mówi mi jaką tłustą świnią jestem ile jeszcze brzuszków muszę zrobić i ile mogę zjeść. Obecnie raz w tygodniu jem 800 kcal, poza tym mieszczę się w 500. Ostatnio chudnę około pół kilko dziennie, strasznie mało, ale zawsze. 

Jeżeli chodzi o Niego, to mój chłopak i chyba jedyna bratnia dusza, choć zupełnie nie rozumie Any i próbuje mnie "uleczyć". Jesteśmy razem stosunkowo długo, ale od jakiegoś czasu dzieli nas spora odległość.


Nie wrzucam bilansu za wczoraj bo piłam tylko wodę. Dzisiejszy wrzucę wieczorem.